środa, 14 października 2015

PRZEPRASZAMY!!



Uwaga, uwaga.. Powrót bloga! Ale trochę na  

                         INNY TEMAT!

Haha, już pewnie wiecie o co chodzi..
ANIME I MANGA!!
Jezu ostatnio się w to tak wkręciłam... Dopiero 2 serie (dla ciekawskich Fairy tail oraz Chuunibyou). Ewa ma już za sobą DUŻO anime i PIERDYLIARD przeczytanych mang... Mamy syndrom gimbusa (Ewa jak zwykle pierwsza dostała pfff). Na tym blogu będzie.. hmm. MANGA I ANIME! Znaczy opowiadania rysunki i inne pierdoły. Kurde późno. Ide spać chyba. (Jak coś jutro powiem Ewie, że powracamy).

Do następnego wpisu!

poniedziałek, 16 lutego 2015

Kilka nowych (Starych) zdjęć...

Cześć wszystkim moim nielicznym czytelnikom, jeśli nie jednemu!
Witam dnia 16 lutego 2015 roku, o godzinie 20:13 (Jutro do szkoły na 9:30, mogę siedzieć ile chcę). Od Walentynek minęły dwa dni. Naprawdę, ciekawe, jak Wy je spędziliście.
 Wiem, że miał być 3 rozdział Diany, no przepraszam, ale jest prawie gotowy! (-Kłamiesz. Nadal masz tylko 1/4.). Jak skończę tego posta, od razu biorę się za pisanie, a dziś chciałabym wam pokazać zdjęcia, które znalazłam w najgłębszych czeluściach mojego komputera, robione przeze mnie jakiś rok, dwa, trzy lata temu. Znalazłam i odnowiłam, ale że to internet, pokażę tylko niektóre.
 Więc, na co czekać, zaczynajmy!
~~~~~~
~~~~~~
Zdjęcie zrobione trzy lata temu. Dostałam wtedy aparat na Mikołajki, i robiłam wszystkiemu zdjęcia, jeszcze mało profesjonalne. Byliśmy wtedy na wyprawie nad rzekę, która płynie niedaleko domu moich dziadków. Zabawa była świetna, zdjęć mam tyle, że hej, ale najładniej wyszła, jeszcze wtedy mała Lili. Oczywiście zedytowane, rozjaśnione itd. Efekt świetny.

~~~~~~
~~~~~~
Przysięgam, nic a nic nie zmieniałam, wyszło po prostu ładnie! Zrobione na Mazurach, dokładnej nazwy miejscowości nie pamiętam. To było chyba moje pierwsze takie ładne zdjęcie. Z efektu jestem absolutnie zadowolona. Zrobione dwa lata temu, wakacje.

~~~~~~
~~~~~~
Wiem, że słaba jakość, ale tylko spójrzcie na kształt tego księżyca, jaki wyszedł na zdjęciu. Zrobione u kuzynów, jakiś rok-dwa temu.

~~~~~~
~~~~~~
Kolejne zdjęcie Lilki (jakby co, Lili to mój pies, rasa Coton de Tulear, z Madagaskaru)
Wyszło jak na profil, ale ładnie. Efekt-Ok, zrobione pół roku temu.

~~~~~~
~~~~~~
(Kliknij aby powiększyć) Zdjęcia z Rzymu, najlepszego miasta jakie zwiedziłam. *Uwaga-Kto zgadnie skąd to zdjęcia? Nad nagrodą się zastanowię.* Wyszły jak z przewodnika. To po prawej jest moim ulubionym z architektury. Pogoda była wtedy piękna, ogólnie było wspaniale. Efekt-Ładne, zrobione równo rok temu.
~~~~~~
~~~~~~
Nic dodać, nic ująć. ♥

~~~~~~


~~~~~~
Moje największe pole do popisu-kwiaty. Wszystkie zdjęcia są rodem z kalendarza. Szczególnie te róże mi się udały...

---------------------------------------------------------------
No, to tyle na dziś. Ostatnich zdjęć nie chciało mi się już za bardzo opisywać. A zapomniałabym-Jeszcze jedno:

 Byłam na zamku św.Anioła, i na murze siedziała taka sobie piękna mewa, która wogóle nie bała się ludzi. Teraz nie żałuję, że nacykałam jej zdjęć.  To co, tyle, widzimy się w tym nowym rozdziale...
Bye!

sobota, 14 lutego 2015

Walentynki ♥

Hej, witajcie!

Dziś, jak wszyscy wiedzą, obchodzimy Walentynki, święto zakochanych, i jako że to święto, to zdecydowałam się zrobić "Special". Myślałam nad opowiadaniem, ale u mnie żadnej miłości na horyzoncie, więc zostałam przy rysunku. Więc, jak u Was wyglądały Walentynki? Piszcie w komentarzach. Ja cały dzień męczyłam się nad dwoma rysunkami do szkoły, popijałam herbatę i słuchałam playlist z Walentynkowymi piosenkami. Moja rodzina jakoś w ogóle nie obchodzi tego święta, co trochę mnie zdziwiło. Tak więc my obchodziliśmy 14 lutego na "Zimowych Porządkach".
 Na szczęście znalazłam trochę czasu na zabawę z potworem, którym jest mój brat, i razem robiliśmy zdjęcia. Najładniej wyszły te:

---------------------------------------------------------------------------------
 (Jakby co mój młodszy brat nie potrafi latać, tylko siedzi na drabinkach)
----------------------------------------------------------------------------------
  

Zastanawiam się, które lepsze (To po prawej jest poprawione na komputerze)
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Tak jak już wspominałam, zrobiłam rysunek, a właściwie napis, specjalnie na Walentynki, i wyszedł mi całkiem ładnie. Mam nadzieję, że Wam też się podoba (Przy okazji-Tak, to jest kubek, piłam z niego herbatę). A co Wy dziś robiliście? Piszcie w komentarzach.To już tyle, następnym postem będzie trzeci rozdział "Klątwy Midasa". Pa!
==================================================

sobota, 7 lutego 2015

Wymówka dla dzieci



Diana-2, 5

-Nie wierz w nic, tylko prawdę. 
Po czym rozwiała się, jak mgła. Wciąż byłam zszokowana po spotkaniu z boginią.
W rękach ściskałam książkę, kompas,flakonik i piękny, srebrny łuk.
Szczerze mówiąc, to o mało co nie zleciałam z drzewa, kiedy poszła. Po głowie krążyły mi niezliczone pytania, jednak tak naprawdę to potrafiłam odpowiedzieć na mniej niż połowę. Słońce zaszło już dobrą chwilę temu, idealnie w momencie, w którym Artemis zniknęła. Zeszłam z mojego prywatnego drzewa i, pomimo chwilowego niedysponowania, zabrałam się za rozpalanie ogniska, choć nie miałam bladego pojęcia, jak się za to zabrać. Całe życie spędziłam w więzieniu, jakim był mój dom, więc nie wiedziałam nic o życiu w dziczy. Kiedyś czytałam dużo książek o tematyce survivalowej, ale zapamiętałam tylko kilka rzeczy. Spróbowałam zebrać myśli, które kłębiły mi się w głowie. Było chyba kilka sposobów na stworzenie ognia, takich jak tarcie patykiem o drewno, czy... Coś z krzemieniami... Moja głowa stanowczo odmawiała dalszej pracy, i gdyby teraz ktoś mnie zobaczył, pewnie by pomyślał, że jestem obłąkana, czy pomylona. To chyba normalne po zobaczeniu olimpijczyka, nie?        "Dobra, kolejny krok do pomyleńca-widziałam Artemidę, i na dodatek coś od niej dostałam." Spojrzałam na przedmioty leżące na kamieniu obok. Był tam kompas, książka i buteleczka. Łuk miałam przewieszony przez ramię, w razie, gdyby jakiś niedźwiedź nie spęłna rozumu mnie zaatakował, choć w sumie, to było to bezcelowe, bo i tak nie miałam strzał. Szczerze, to jeszcze zbytnio się nimi nie interesowałam, bo moim priorytetem cały czas było wzniecenie ognia. Teraz, zrezygnowana podeszłam do nich i podniosłam książkę, oprawioną brązową skórą. Jak się teraz zastanowić, to bardziej przypomina dziennik. Otworzyłam go na pierwszej stronie, i zobaczyłam złote, pochyłe litery, mówiące: Do czego służy? Odkryj sama. Kolejna rzecz do zrobienia:Odkrycie właściwości tej rzeczy. Wyśmienicie, wprost świetnie. A ognia wciąż nie było. 
 Z kieszeni wyciągnęłam długopis, i od niechcenia narysowałam płomyk ognia. Wyszedł nieco koślawo, ale ładnie. Popatrzyłam na niego tęsknym wzrokiem. Moje oczy już chwilę temu przyzwyczaiły się do ciemności, tak że teraz widziałam wszystko wokół mnie. Było bardzo cicho. Jedyne co słyszałam, to szum drzew poruszanych przez wiatr. 
 Nagle dziennik się rozjaśnił, jakby ktoś poświecił na niego lampą. Po kilku sekundach dostrzegłam mały płomień na okładce, a w ułamku sekundy cała książka zajęła się ogniem, parząc mnie w palce. Cały czas patrzyłam na to zdziwiona, a gdy poczułam piekący ból na dłoniach, upuściłam go na ziemię. Szczęśliwym trafem spadł w miejsce otoczone przeze mnie kamieniami, gdzie miało być ognisko, prosto na gałęzie zebrane w lesie. Błyskawicznie zajęły się ogniem, zalewając światłem kilka metrów, które widziałam. Odetchnęłam z ulgą, wiedząc, że mam już źródło ciepła, tylko że w moim ognisku znalazł się prezent od Artemidy. Książka paliła się jak gdyby nigdy nic. Straciłam jeden z prezentów. Zrezygnowana i zmęczona dzisiejszym dniem, usiadłam wygodnie na trawie i spróbowałam wyrzucić wszystkie myśli z głowy.
  Wzięłam kompas do rąk, i otworzyłam złotą pokrywkę. W środku była igła, jak każda inna. Wszystko wyglądało dość zwyczajnie, tylko że nie było tam czterech kierunków, a jeden, oznaczony literą Q. Zaczęłam nim obracać, by sprawdzić, czy działa. Rzeczywiście, igła cały czas pokazywała ten sam kierunek. Na moje oko wszystko było z nim w porządku. Odłożyłam go na miejsce i sięgnęłam po flakonik, zastanawiając się, co robi płyn ze środka. Otworzyłam korek i od razu poczułam intensywny zapach pleśni i zgnilizny. Szybko zatkałam nos, by uwolnić się od odoru, i odsunęłam ją od siebie najdalej jak tylko mogłam, uprzednio ją zatykając. Nie zostało mi już nic do obejrzenia, z wyjątkiem przedmiotu wiszącego na moich plecach.
 Zdjęłam łuk z pleców, i przejechałam po nim dłonią. Końcówki srebrnych liści drapały mnie po rękach. "Jak tym się strzela?"-Pomyślałam. Wstałam i chwyciłam łuk we właściwej do strzelania pozycji, po czym, dla spróbowania naciągnęłam cięciwę. Nagle w miejscu, gdzie powinna być strzała, zawirowały błyszczące drobinki (Dop Autor. Dzwoneczek i Magiczny pył! Brokatem ją!), po czym pojawił się przedmiot, którego mi brakowało. Znów wytrzeszczałam oczy ze zdziwienia. Dużo nietypowych rzeczy mnie dziś spotkało. To chyba będzie najlepszy dzień w moim dotychczasowym życiu, choć miałam przeczucie, że teraz już każdy dzień będzie coraz lepszy. W końcu wszystko jest lepsze od życia w więzieniu, nie?
 Opuszkami palców dociągnęłam strzałę, maksymalnie napinając cięciwę, po czym wypuściłam strzałę. Leciała z zawrotną prędkością, po czym wbiła się w wielki dąb, przebijając go na wylot. Moja szczęka już leżała na podłodze, a w głowie dzwoniło mi jedno słowo-Niesamowite. Po chwili, ku mojemu zdziwieniu, strzała zniknęła, pozostawiając po sobie poszarpaną dziurę w pniu. Założyłam łuk z powrotem na plecy. Zaczęłam się go trochę bać, bo na przykład, co by było, gdybym trafiła tym w jakiegoś człowieka? Wzdrygnęłam się na samą myśl o krwawej scenie. 
 Podeszłam do ognia, i położyłam się na trawie. Która była godzina? Dziesiąta? Może później? W każdym razie, byłam zmęczona, całym dzisiejszym dniem, a na karku miałam jeszcze straż pałacową i całą resztę, przez  co jutro będę musiała nadrobić drogę. Nagle przypomniała mi się opuszczona komnata pokryta złotem. Coś w tym pomieszczeniu niepokoiło mnie bardziej niż kościotrup i pozłacane przedmioty, i za wszelką cenę próbowałam sobie przypomnieć, co. Byłam jednak zbyt zmęczona. Już po chwili zasnęłam przy ognisku, otoczona naturą i dziczą. Wolna.
*****
EB-Jakie to krótkie ;-;
NL-Co ty gadasz?!?! Ty masz potwornie długie rozdziały!
EB-Miało być jeszcze o wiosce Kravver... *Chlip*. I w jednej części!
NL-Podzieliłaś na dwa i niech zostanie, bo nam czytelników odstraszysz!
EB-Ok, niech będzie... Czekajcie na następny rozdział! Zaraz... Część rozdziału! Bye!

Trochę o mnie i o Eliza Beci

                                 Zacznijmy od tego,

że jesteśmy walnięte. Tak po prostu. Ona ma dużą wyobraźnię, jeździ na desce, przepięknie rysuje i strzela się ze mną na Nerfy.*Dop Eb- Psychofanka Fairy Tail i NaLu (Kto czyta  ogląda ten wie)
Ja jeżdżę konno, o wiele słabiej rysuję, czasem dostaję głupawkę.
Nie, to chyba ja jestem bardziej postrzelona. Tak, na to wychodzi.
Bardzo się przyjaźnimy (chyba) i ostatnio często gadamy razem na Skypie. Kiedy siedziałyśmy na kompach i rozmawiałyśmy o blogu największą trudność sprawił nam adres.
- WyobraźniaPiórem?
- Zajęte.
- PrzystanekWyobraźnia?
- Zajęte.
* Moja mama wychodzi z łazenki, i mówiąc, że "przypadkiem" podsłuchała, podaje nam właściwą nazwę. *
Elizabeth zajmuje się stroną bloga, pisze opowiadania. A ja tylko piszę *Dop EB i rozśmiesza wszystkich. Mamy plan jeszcze zrobić stronę z naszymi bazgrołami (tak naprawdę to chyba będzie tylko strona ElizaBeci :D) 
Postaramy się, aby co 2 dni były posty.


piątek, 6 lutego 2015

Kate. Rozdział 1

       O mojej radości w sercu i oryginalności 

( Nie będę zbytnio opisywać, wasza wyobraźnia - wasz obraz w głowie)
Biegłam przez mokrą ulicę w Paryżu. Wszystko takie ciemne, rozmazane. Ludzie tacy markotni. Niektórzy mieli taką minę, jakby życie nie miało sensu. Tylko ja jak jeden mały promyk słońca, uśmiechałam się, ponieważ... Taka już jestem. Zawsze inna od wszystkich.
- Jakaś zaraza dopadła całe miasto? Wszystkim ktoś z rodziny poumierał?- myślałam.
Nigdy nie mogłam zrozumieć dlaczego ludzie nie korzystają z życia. Według mnie każdy powinien mieć marzenie i próbować przybliżać się do spełnienia go każdego dnia. Jak widać jestem optymistą i radosnym dzieckiem. Biegłam tak i biegłam, a namyśłałam się tyle, ile przeciętny człowiek w 3 dni. Wreszcie ujrzałam tabliczkę
z napisem "Joyeux 11" i starą kamienicę, uważaną przeze mnie za magiczną i tajemniczą, w której mieszkam.
- Mamo!- krzyknęłam zdejmując buty i przy tym witając się z psem, a na imię mu było Roxy.- Już jestem!
-Dobrze córeczko!- odpowiedziała moja mama z kuchni- Rozbierz się i siadaj do stołu, zaraz obiad!
-Kluski z sosem grzybowym- pomyślałam, wąchając.
Poszłam na górę, a za mną moja psinka.
Mój pokój jest jednym wielkim bałaganem. Walają się tam niedokończone wiersze, opowiadania i rysunki. Wszystkie ściany są zaszkicowane moimi bazgrołami. Kocham czytać i wyobrażać przy tym sobie, że jestem w miejscu gdzie znajdują się bohaterowie. Odłożyłam torbę z rysunkami, ołówkami i moją książką, którą wówczas czytałam.
Bowiem byłam w jedynym suchym miejscu w Paryżu, czyli w Parku Pod Jelenim Rogiem. Zawsze siadam tam i rysuję. 
- Kate! Obiad na stole! - krzyknęła mama, a ja otrząsnęłam się z zamyślenia. Kiedy schodziłam na dół potknęłam się o swoje własne nogi i potłukłam kolano. Na dodatek wbiłam sobie drzazgę w palec wskazujący.
- No pięknie - pomyślałam, ale zaraz zapomniałam o tym przykrym zdarzeniu. 
- Umyłaś ręce? - spytała mama.
- O matko.. Prawie - uśmiechnęłam się do niej o ona do mnie. 
Pokuśtykałam do łazienki, umyłam ręce i wróciłam do stołu.
- Co dzisiaj rysowałaś? 
- A jak myślisz?
- Znowu konie?
- Brawo, zgadłaś!
- Kate, zrozum ja chciałabym pomóc spełnić Ci twoje marzenie, ale nie mamy pieniędzy.
- Już mi to mówiłaś z 200 razy mamo, rozumiem.
I zaczęłam jeść kluski. Przepyszne. Moje ulubione.
- Dziękuje - powiedziałam odchodząc od stołu i odnosząc talerz do zlewu.


OPOWIADANIE #1, a może nie?
Jak wszystko się zaczęło...
Nie dobra tak zaczynają wszyscy bloggerzy swoje opowiadania. Ja będe oryginalna:
O $Hajsie$, kradzierzy i więzieniu
Zostawcie mnie!- krzyczał pewien młodzieniec, którego właśnie zabierali policjanci- Mam rodzinę, dzieci i kupę ukradzionengo hajsu! Yyy, tego ostatniego nie słyszeliście- powiedział już zupełnie przybity mężczyzna.
- Czy mógłbyś wreszcie zamknąć uprzejmie swój brudny pysk, więźniu- powiedział policjant
Naprawdę myśleliście, że będzę pisać o czymś takim?! O, nie nie nie. Mój klimat to bardziej łuki, konie, magia no i tak dalej.
Jestem właścicielką drugoplanową, jak oczywiście można tak powiedzieć ? Mój pseudonim to FacePalm, ale powiem tylko, że jestem dziewczyną :P Piszę opowiadanie, ale jeszcze Wam nie zdradzę o czym będzie ( bo jeszcze go nie zaczęłam :) ) No. To zabieram się do pisania :P Miłego czytania opowiadania
Eliza Beci :3

Number... two?

2.Spotkanie z boginą


"Drogi Pamiętniku!
Udało mi się uciec! Ledwo, prawie mnie nakryli, ale się udało! Wreszcie dotknęłam trawy, poczułam zapach kwiatów! Jest niesamowicie! Tylko że zgubiłam gdzieś łuk i strzały... Chyba spadły, kiedy zjeżdżałam po linie. Ale nie wiem, czy dalej będzie tak świetnie, bo zaraz zajdzie słońce... Muszę zająć się rozpaleniem ogniska. Wymyśliłam, że prześpię się na jakimś drzewie. Odkryłam, że wspinaczka świetnie mi idzie, pomimo że nigdy nawet z bliska nie widziałam drzewa. Właśnie siedzę na jednym, w środku lasu. Nie jest zbyt wysokie, ale wygodne na pewno. 
Ciągle przypomina mi się ta komnata... I nie daje mi to spokoju. Cały czas próbuję to rozgryźć."
Położyłam zeszyt na grubszej gałęzi, tak, że opierał się o drugą, i ułożyłam się wygodnie pomiędzy dwoma gałęziami. 
"Ognisko rozpalę później"-Pomyślałam. Ten dzień był taki niesamowity. Wreszcie mi się udało. Właśnie spełniłam moje największe marzenie. Niesamowite uczucie. 
Z rozmyślań wyrwał mnie głos jakiejś kobiety. Był dźwięczny i melancholijny, aż przyjemnie się go słuchało.
-Widzę, że jednak ci się udało-powiedziała. Rozejrzałam się nerwowo, ale nikogo nie zobaczyłam.
-Tu, na górze.-Nade mną, na grubej gałęzi drzewa, siedziała oparta o pień dorosła, na oko 25-letnia kobieta, ubrana w krótką, zwiewną, białą suknię do kolan, szarą od brudu na końcach, i wysokie sandały. Przez ramię miała przełożony łuk i kołczan wypełniony strzałami. Gęste, czarne loki spięte były w luźny kok, a pojedyncze pasma opadały jej na ramiona. Dookoła niej wisiała lekka mgiełka, przez co nie widać było jej twarzy. W ręce trzymała nadgryzione, zielone jabłko.
-Kim jesteś?-Spytałam nieśmiało. Skądś ją kojarzyłam, jednak nie mogłam sobie przypomnieć skąd.
-No jak to, nie poznajesz mnie?-Odpowiedziała z lekkim wyrzutem w głosie.
-Chwila, nie, to niemożliwe!- powiedziałam- Przecież, bogowie...
-Nie istnieją?-przerwała mi.- Uważaj na to, co mówisz. Ja się tak nie przejmuję, ale inni...
-Artemida?-Spytałam. Dziwnie było patrzeć na kogoś, kto może być moim ulubionym z bogów. Odpowiedziała skinieniem głowy.
-Ale...Jak?
-Nie zadawaj więcej pytań, proszę.-Powiedziała, bawiąc się sztyletem wyciągniętym zza paska. Brzmiało to bardziej jak groźba.-Nie mamy wiele czasu. Słońce zaraz zajdzie, a ja muszę się wtedy zjawić na Olimpie. Przyszłam tu, bo mam dla ciebie kilka prezentów.
Powstrzymałam się od kolejnego "Jak?", próbując uwierzyć w to co zobaczyłam. Tuż obok siedziała najprawdziwsza Artemida, bogini łowów, i właśnie zamierzała mi coś podarować. Po dłuższej chwili otrząsnęłam się z szoku i pomyślałam, że wobec bogini trzeba zachowywać się z szacunkiem.
Nagle jabłko zmieniło się w torbę, z której Artemis wyciągnęła dość grubą, średniej wielkości książkę, coś podobnego do kompasu zrobionego ze srebra, mały flakonik wypełniony fioletową cieczą i łuk. Najwspanialszy, jaki kiedykolwiek widziałam. Cały lśnił srebrem, a boki i końce były naostrzone. Wyglądał jak srebrny kwiat, którego liście, ostro zakończone, rozchodziły się na boki. Po środku znajdował się uchwyt, który sprawiał wrażenie, jakby ktoś położył na sobie mnóstwo srebrnych pierścieni.
-Niesamowite...-Wydusiłam z siebie po chwili.
-Piękny, prawda?-powiedziała bogini.-To dzieło samego Hefajstosa. Potrafi ustrzelić zwierzę z odległości większej, niż droga, którą już przeszłaś. Używaj go mądrze.
Po chwili zastanowienia dodała:
-Nie wierz w nic, tylko prawdę. 
Po czym rozwiała się, jak mgła. Wciąż byłam zszokowana po spotkaniu z boginią.
W rękach ściskałam książkę, kompas,flakonik i piękny, srebrny łuk.

wtorek, 11 listopada 2014

Diana

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hej! 
Dziś PSów nie ma (Już nikt mnie nie kocha *chlip* :( )
Przez weekend siedziałam na tyłku, czytałam Percyego Jacksona i jadłam grzybową. A i jeszcze robiłam zdjęcia, m.in. to na górze, jest jednym z najbardziej zarąbistych (jak to się odmienia? Najzarąbiściejsze? XD)
Ale teraz, opowiadanie, rozdział 1.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

1.Zwiewam z pałacu

"Drogi pamiętniku!
Dopiero zaczęłam pisać, i chyba najpierw muszę się przedstawić. Tak na wstępie, to cudem udało mi się zwinąć ten zeszyt. Więc jestem Diana, co jest największym szczęściem w moim życiu : Lubię moje imię. No bo grecka Artemida to Rzymska Diana, a moją ulubioną boginią jest właśnie ona. A teraz gorsza część: mieszkam w pałacu, co nie byłoby takie złe, gdyby tylko pozwolili mi chociaż raz wyjść na świat. Ale nie, ja muszę kisić się na swoim piętrze, z jedynym miejscem, które chociaż przypomina podwórko : balkonem, na którym przesiaduję całe dnie, jeśli akurat nie próbuję uciec, albo nie zjeżdżam po poręczy schodów łączących wszystkie piętra. Mówię ci, Bomba! Poza mną nie ma w tej noże nikogo, oprócz kucharek, służących i ochrony, a w tym mojego osobistego ochroniarza, Willa... ♥ Ale pomimo że jest uroczy, przystojny, miły wysoki.... A, pomimo tego nie może nawet ze mną gadać. Raz jak z nim gadałam to biedaka tak sprali... Bo on właściwie jest tylko o rok starszy ode mnie, ma 17 lat. A sytułacja w pałacu wygląda tak: drzwi zaryglowane, w oknach kraty, więzienie po prostu. Teraz siedzę na balkonie, zwiszając nogi przez balustradę."
Odłożyłam zeszyt i pióro na bok, po czym pogrążyłam się w marzeniach. Z transu wyrwał mnie sztucznie pogrubiony głos Will'a:
-Jak się czujesz, księżniczko?-powiedział-Wszystko w porządku?
-Hmm... Tak, tak.- odpowiedziałam smętnym głosem. Nic nie było w porządku. Miałam dość tego miejsca. Od 16 lat tkwię tu jak jakiś więzień. Nagle w głowie zaświtał mi pewien pomysł....

Tak, tak, ale... A, dobra, ...-Mruczałam pod nosem- To ma szansę się udać!
Nie zauważyłam nawet, że Will poszedł do swojego mini-pokoiku, uprzednio kłaniając się w pas i mrucząć coś pod nosem. Trudno. Dobra, dziś jest dziś, jutro niepewne -powtórzyłam w myślach moje ulubione, głupie powiedzonko. Kiedyś przekręciłam jakieś powiedzenie usłyszane w radiu, i z tego się to wzięło.
Zgrabnym skokiem przeleciałam nad barierką, po czym mocno się jej złapałam. Na razie wszystko idzie dobrze, ale teraz będzie trudniej. Oparłam się o ścianę budynku. Stałam na wąskim parapecie oparta o ścianę, rękami dotykając okien. Pode mną ziała bezdenna przepaść, bo oprócz tego, że pałac miał ze 40 pięter, to jeszcze stał na szczycie sporej góry. Moje stopy ledwo mieściły się na wystającym marmurze. W myślach powtarzałam sobie "tylko nie patrz w dół", ale to nic nie dawało. Słyszałam bicie własnego serca, głośniejsze i szybsze niż zwykle, wiatr szumiący w uszach i cichy śpiew pojedyńczych ptaków, mieszkających na tych wysokościach. Spojrzałam na drugi balkon. Dzieliło mnie od niego jakieś 5 metrów. Nogi potwornie mi się trzęsły. "Uspokój się, dasz radę."-pomyślałam. Ostrożnie posunęłam nogę w bok, o jakieś 30 cm. Dostawiłam do niej drugą. Oddychałam szybciej niż zwykle, a w głowie miałam pustkę. Jedyne o czym myślałam, to żeby nie spaść. Po trzech metrach nie wytrzymałam, i zamknęłam oczy. Kolejne dwa metry przeszłam bez problemu. Odetchnęłam z ulgą. Kiedy pokonałam ten dystans, kurczowo złapałam się barierki i szybko nad nią przeszłam. Miała jakieś pół metra, trochę wyższa od mojej.
   Podeszłam do wielkich, złotych, dwuskrzydłowych drzwi i lekko je popchnęłam. Nie poruszyły się nawet o milimetr. Zaczęłam popychać je z całej siły. Powoli, ospale zaczęły posuwać się do środka. Z każdą chwilą widziałam coraz więcej z wnętrza. Pierwsze co udało mi się zobaczyć to kurz. Wszystko było pokryte kurzem. Potem zobaczyłam okna, bez szyb, takie jak w arabskich pałacach. Padające przez nie ukośne strumienie światła rozjaśniały nieco pokój. W świetle widać było drobinki światła unoszące się w powietrzu. Stały tam drewniane stoły z ozdobnymi, rzeźbionymi nogami, kredensy z pokaźnymi wystawami porcelany, oblepionej pajęczyną, wielkie szafy, półki zastawione milionami modeli statków, globusów i papieru zwiniętego w rulon, a na samym środku, na dość dużym podwyższeniu stał tron, cały ze złota. Dookoła niego porozrzucane były jakieś materiały.  Nie był on jakiś szczególnie ozdobiony.
  Sam pokój sprawiał upiorne wrażenie, jednak najstraszniejsze było to, co zobaczyłam na tronie: Siedział tam szkielet. W koronie, całej ze złota. Wzdrygnęłam się. Ale że kościotrupów nie boję się aż tak bardzo jak wysokości, a za sobą miałam przejście wiele tysięcy metrów nad ziemią, spokojnie podeszłam do tronu. Po drodze przejechałam palcami po stole, zmiatając grubą warstwę kurzu. Dotknęłam pozłacanego kantu stołu. Wyglądał, jakby ktoś lekko pokropił go złotą farbą, ale był zimny i twardy w dotyku, jak złoto. Po co ktoś miałby marnować farbę na jeden kant stołu? Z resztą, nieważne. Podeszłam do tronu, i stanęłam przodem do trupa, jakbym patrzyła mu prosto w twarz. Wydawał się uginać pod ciężarem korony. Przyjrzałam się koronie. Nic specjalnego, zwykła, zazębiona na końcu. Przynajmniej wiem, że to mężczyzna, bo kobieta miałaby diadem. Ale po chwili moją uwagę przyciągnął mały szczegół. Tuż pod koroną, czaszka szkieletu była.... Złota. Zupęłnie jak stół.
 Coś mi tu nie pasowało.
Omiotłam wzrokiem meble. Każdy z nich był tak samo lekko pozłacany. I muszę przyznać, zaczęłam się trochę bać. "O co w tym chodzi?"-pomyślałam.
Nagle usłyszałam Willa.
-Diana?! Gdzie jesteś?! Diana!!!-Krzyczał.Ba! Wręcz darł się na całe gardło. W jego głosie słychać było niepokój.
Nie miałam już czasu. Przypomniałam sobie plan. Okno było tam, gdzie miało być, a z góry zwisała długa lina. Bez wahania wspięłam się na górę materiału, podciągnęłam się do parapetu i usiadłam na nim. Z tej strony widziałam pod sobą ogrody pałacu,  a za nimi ostre pochylenie w dół, i zielone, soczyste pola i lasy.
-Dianaaa!! Proszę, pokarz się!!! -krzyczał mój ochroniarz.
Od wolności dzielił mnie już tylko jeden ruch : wystarczy, że zjadę po tej linie na sam dół. A jednak się wahałam. Szybko złapałam łuk i kołczan strzał, założyłam go na ramię, po czym chwyciłam linę i zjechałam po niej na sam dół.
Wylądowałam ciężko na ziemi.